Każdy hodowca ma swój mały cmentarzyk w sercu… Mój dwa dni temu zasiliło długo wyczekiwana klaczka po Vitalisie od naszej najwspanialszej La Grande E (Londonderry). Nie mam słów żeby opisać jak bardzo jest to przykre i trudne do przejścia doznanie. Mimo, że hoduję konie już 14 lat to ten jej nieodłącznym element, nigdy nie przestanie być dla mnie przejmujący. Wiem jednak, że nie ma hodowli, w której „cmentarzyk” jest pusty. Ja decyduję się o tym powiedzieć głośno, gdyż chciałabym by nabywcy naszych koni doceniali prace po nocach, trudy odchowu źrebiąt czy ciąży klaczy. A przede wszystkim zdawali sobie sprawę, że za sukcesami stoją też porażki druzgoczące emocjonalnie, takie jak ta. Jest mi niezmiernie przykro La Grande, że nie mogłam Ci pomóc. Myślę sobie jednak (i zawsze powtarzałam), że nauczyłaś mnie wszystkiego. Pokazałaś jak hodować konie: od doboru odpowiedniego ogiera po odbieranie porodów, problemy z zaźrebialnością czy okołoporodowe. Pozwoliłaś mi nauczyć się ginekologi klaczy, pomagać Twoim źrebiętom, leczyć cały przekrój Twoich schorzeń. Myślałam, że nauczyłaś mnie już wszystkiego co mogłaś. A jednak się myliłam! Nigdy nie doświadczyłyśmy śmierci Twojego źrebaka. Kolejna, cenna lekcja odebrana. Teraz trzymam kciuki za Twój powrót do zdrowia i ten widok gdy będę mogła otworzyć dla Ciebie zasłużone łąki dożywotniej emerytury. A śliczną, malowano kasztanową „V” zapamiętam jako najpiękniejszą z Twoich córek. Na pewno kiedyś, z daleka zobaczymy tą jej ogromną łysinkę!