Kilka lat temu, gdy kupiłam pierwszą klacz hodowlaną nawet nie wyobrażałam jak ta „działka” bardzo mnie pochłonie. W hodowli jest coś magicznego czego nie da się opisać. To „coś” sprawia, że nie ma dnia bym nie pomyślała o moich dzielnych mamuśkach i ich brzuszkach. Myśli te niejednokrotnie dają mi ukojenie w trudnych chwilach, ogrom radości z podziwiania rozwoju ciąż i późniejszych źrebiąt oraz wiele satysfakcji gdy dowiaduję się o sukcesach jakie odnoszą moi wychowankowie. Hodowla jednak zasiewa także dużo niepewności. Stres towarzyszy jej nieustannie a nutka niepewności pojawia się częściej niż się wydaje. Dlatego bardzo chętnie jeżdżę na szkolenia czy wykłady dotyczące tej dziedziny. Nie tylko dlatego, że poszerzają one wiedzę dodając odwagi i pewności siebie, ale także by się zdystansować. Trzeba czasem odejść od ogrodzeń własnej stajni i spojrzeć na nią z daleka by ocena była bardziej obiektywna.
Ostatni weekend spędziłam w SO Sieraków na szkoleniu organizowanym przez PZHK dotyczącym inseminacji. Ciekawe wykłady i część praktyczna, cudowne miejsce i sympatyczni ludzie. Wszystko to pozwoliło mi dojść do wielu wniosków dotyczących dalszego rozwoju mojej hodowli. Uważam, że jak na stosunkowo młodą hodowlę mam za sobą już sporo sukcesów, a tempa jej rozwoju nie mogę się powstydzić. Jestem dumna z uznania innych hodowców oraz z coraz większego zainteresowania jakim cieszę się wśród klientów. Dziękuję także Wam – czytającym tę stronę za to, że czynicie ją tak popularną, że jej adres jest wymieniany gdy tylko się przedstawiam.
Tak więc pełna nowej werwy do działania i stawiając sobie nowe, ambitne cele hodowlane przeszukałam ostatnio robione zdjęcia. Pochodzą one z ostatnich 2 miesięcy i przedstawiają moje klaczki i ich brzuszki na tle nadchodzącej jesieni. To im należą się największe brawa bo to one tworzą tę historię. 4 źrebne damy mają się wyśmienicie. Zaokrąglone zarysy wskazują, że maluchu też. La Grande w tym roku pierwszy raz wygląda na źrebną. Ze względu na gabaryty nigdy nie było widać po niej ciąży i każdy myślał, że po prostu ma troszkę za dużo „w żłobie”. Roschana za to nigdy nie miała z tym problemu. Nawet bez ciąży wygląda jakby w niej chodziła. Natomiast Toccata i Sarabi, które są pierwszy raz źrebne w mojej stajni, chyba nie do końca zdają sobie sprawę co się z nimi dzieje. Nie mają za grosz potrzeby zwolnienia tempa życia czy choćby odpuszczenia dobrej zabawy z młodzieżą. Co ciekawe akceptują się wzajemnie choć jak tylko można urządzają wyścigi kto pierwszy stanie u boku przewodniczki stada – Grande. Nigdy nie mają dość... Tym bardziej cieszą moje oko bo ich witalnością bezsprzecznie podpowiada, że są szczęśliwe.
Moja głowa pęka w szwach od nowych pomysłów i celi. Gdy podeszłam z powrotem do ogrodzeń własnej stajni, po wykonaniu „rachunku sumienia” z jej oddali, dotarło do mnie niezwykle miłe odczucie. Nie związane z powrotem do domu, ale z faktem, że jestem bardzo zadowolona i dumna z tego co pasie się na łąkach oraz rozwija w brzuszkach mieszkańców mojej stajni. Każdemu życzę by też mógł doświadczyć takiego uczucia i cieszyć się, że to co robi idzie w tak dobrym kierunku, a pomimo przeciwności obrany cel jest wciąż coraz bliżej.