Starling od urodzenia ma w sobie to "coś". Zachwyca wszystkich. Jest niesamowicie kontaktowa i tak jak w dniu urodzenia, taki teraz każde drapanie odwzajemnia delikatnym iskaniem rękawa. Jest moją faworytką i tu także dotrzymuję obietnicy: rozpieszczam ją na każdym kroku. To chyba nie za dobrze... Ale nic nie poradzę. Starling codziennie hipnotyzuje mnie od nowa.
Od pierwszych dni odznacza się bardzo harmonijną budową. Będzie duża. Porównując ją z roczną Sarabi jest od niej niższa tylko o 10 cm, a stawy skokowe i nadgarstki ma takiej samej wielkości. Szyja i klatka są tak szerokie, że zaraz się zrównają. Niesamowite...
Starling ma długie i mocne nogi, które już spotkały się z kowalem. Mała uznała go za świetną okazję do zdobycia paru przysmaków, więc stała jak zaklęta, podając nóżki jedna po drugiej.
Jednak najbardziej w niej lubię ekspresję i elastyczność ruchu. Godzinami mogę patrzeć jak goniąc za sobie tylko znanym wyzwaniem, przebiera nogami z ogromem elegancji i lekkości.
Jest silnym charakterem, ale lubiącym współpracę i chętnie poddającym się nowym zadaniom. Jest dużo subtelniejsza niż jej starsi braci. No i oczywiście jest córeczką mamusi... Grande nie odstępuje jej na krok. Mała trzyma się matki bardzo blisko i pędem leci do niej z każdym „problemem”.
Fotogaleria przedstawia Starling na majowych padokach. Zdjęć jest sporo ale według mnie nigdy nie ma wystarczająco dużo czasu by się na nią wystarczająco napatrzeć...